Podszedłem do dziwacznych rękawic które niedawno mnie ogłuszyły, jak to powiedział Aragrax, celowo. Tak chciały.
Schyliłem się by je podnieść. Były równie ciężkie co poprzednio.
Począłem szarpać z całych sił.
-No co jest do jasnej. Nie zdążyłem dokończyć.
Nagle przestały cokolwiek ważyć. Przewróciłem się na plecy, a jedną z rękawic wyrzuciłem wysoko w powietrze pod wpływem szarpnięcia.
Leżąc przyglądałem się jak spada wprost na mnie. Upadła na brzuch. Zgiąłem się w pół pod wpływem bólu.
-Co tu się dzieje do diaska! Wykrzyczałem wściekle. -Podłe śmieci. Wymierzyłem kopniaka w drugą rękawice.
Prawie połamałem sobie palce u nogi. A złośliwy przedmiot ani drgnął.
Usiadłem rozeźlony rozmasowując już trzy bolące miejsca na ciele.
-Co z was za podłe cholerstwo! Przekląłem.
-Hahahaha. Spójrz jaki imbecyl. Usłyszałem w głowie męski głos.
-Jest zabawny, ale nie bądźmy dla niego złośliwi. Mieliśmy mu pomóc. Odpowiedział głos kobiecy.
-Co tu się u diaska dzieje? Czy wszyscy traktują mój umysł jak jakieś miejsce schadzek i pogaduch! Wykrzyczałem ze złości.
-A jak mam bałwanie rozmawiać skoro jestem zaklęty w rękawicy? Odpowiedział głos męski. -Mówiłem Sokolemu Oku, że to jakiś pajac i nie warto mu pomagać, a ty się uparłaś.
-Jak zwykle dramatyzujesz, nie bądź złośliwy. Rzekł głos damski.
-Skoro wszyscy bez zaproszenia siedzicie w mojej głowie i gderacie sobie w najlepsze, nie pytając mnie o zdanie, to chociaż żądam wyjaśnień, co tu się u licha wyprawia! Uspokoiłem się nieco.
Nastała kompletna cisza. Zaczęła boleć mnie głowa, bynajmniej nie od wcześniejszego uderzenia, a w uszach zaczęło piszczeć.
Na niebie pojawił się ogromny czerwony okrąg. Następnie w jego wnętrzu, poczęły kreślić się niezwykłe, nieznane mi symbole.
Wyglądało to fantastycznie, a jednak napawało grozą.
Krąg zabłysnął i zniknął, a na jego miejscu pojawiła się wyrwa w niebie, czarna jak smoła.
Z wnętrza wyleciał gigantyczny śmieciak. Spadł w jezioro na środku polany, wychlapując całą wodę i ryby, które do tej pory żyły sobie w błogim spokoju. Dziura w niebie zniknęła.
-Wprost cudownie. Dlaczego w pobliżu nie ma żadnego smoka, gdy go potrzeba? Pomyślałem głośno.
Śmieciak w kilku krokach znalazł się przy mnie, wykonał zamach ogromnym ramieniem, uderzył mnie i odrzucił na kilkanaście metrów. Upadłem tracąc dech.
-Nie drażnij się z nim, tylko wkładaj nas i zacznijmy zabawę. Rozbrzmiał męski głos.
Spojrzałem na rękawicę leżące obok gigantycznego śmierdziela.