Potyczka

Gigantyczny śmieciak nie czekał, aż dojdę do siebie. Wprawił w ruch swoje ogromne cielsko i ponownie zaszarżował w moim kierunku.

Ruszyłem pędem w jego stronę. Dobiegając wykonałem ślizg między jego nogami. Masywne ramię minęło moją głowę o kilka centymetrów. Nie oglądając się za siebie popędziłem w stronę rękawic.
Pochwyciłem je i począłem zakładać, biegnąc w stronę linii drzew. O dziwo tym razem nic nie ważyły.

Niestety, las splótł się gęsto uniemożliwiając mi ucieczkę, tworząc swoistego rodzaju arenę. Wygląda na to że muszę zmierzyć się z monstrum, ale jak mam to zrobić?
-Możemy zwiększać swoją wagę gdy tylko chcemy. Rzekła męska rękawica. -Machnij z daleka, tak jak byś w niego uderzał, a resztę zostaw nam.
Czasu na zastanawianie się akurat nie miałem, więc zrobiłem co mówił. Powiedźmy.
Spojrzałem w kierunku obracającego się w moją stronę potwora i wykonałem zamach jakbym uderzał sierpem.
Rękawica momentalnie zwiększyła swoją wagę, ciągnąc mnie za sobą pod wpływem pędu, a jako że nie uderzyłem prostym, to poleciałem kilkanaście metrów na bok.
-Spokojnie, musimy się zgrać. Odezwał się damski głos. -Chyba zdążyłeś zrozumieć na czym polega trik?
-Które z Was jest które? Zapytałem patrząc na swoje ręce, uzbrojone w potężne, czarne rękawice.
-Nie twoja sprawa i nic Ci do tego, prostaku. Lepiej się ogarnij i zacznij działać. Parsknął męski głos.
Olbrzym znów ruszył biegiem w moim kierunku.
Kolejna próba. Z około 30 metrów, wymierzyłem w sam środek brzuchala śmieciaka. Z największą mocą i prędkością na jaką było mnie stać, wykonałem cios prosty. Tym razem szarpnęło mną znacznie mocniej.
Poleciałem jak wystrzelony z armaty. Wystawiłem obie zaciśnięte pięści przed siebie. Kolos był szybszy niż na to wyglądał. Uskoczył w ostatniej chwili, jednakże nie zdążył zabrać ramienia. Niezwykłe rękawice rozbiły w pył kilkumetrową rękę śmieciaka. Jej opadłe resztki wyparowały.
Przez uderzenie wytraciłem siłę pędu, a ziemia poczęła przybliżać się niebezpiecznie szybko.
-Prędko, ręce pod siebie! Nieomal wykrzyczała damska rękawica.
Uderzenie o podłożę prawie całkowicie zostało zamortyzowane. Przeturlałem się i zwróciłem w stronę chwiejącego się giganta.
-No któż by pomyślał, może jednak nie jesteś tak wielkim zerem, za jakiego cię mam. Zadrwił męski głos. -Wykorzystaj jego oszołomienie i szybko skończ sprawę. Najlepiej z finezją. My także lubimy rozrywkę. Gdyby głos miał twarz, rzekł bym że wyszczerzył zęby w okrutnym uśmiechu.
Przemyślałem szybko następny ruch, wiedząc czego się spodziewać po rękawicach.
-Z finezją tak? No to się orientujcie! Rzekłem z przekąsem, zdejmując lewą rękawicę i puszczając się pędem w stronę kolosa.
-Noga! Z całej siły rzuciłem kimś zaklętym w ów przedmiot, wprost w nogi potwora. Rękawica w lot pojęła o co chodzi, zwiększając swoją masę. Urwała śmieciakowi jedną z nóg, w drugiej zaś wyrywając ogromną dziurę. Monstrum upadło, gniewnie patrząc się w moim kierunku.
Z finezją tak? No to masz.
Spojrzałem w niebo.
-W górę! Zamachnąłem się mierząc w przestworza.
Rękawice chyba czytały w myślach. Wyleciałem kilkadziesiąt metrów w górę. Widok z tej perspektywy był bajeczny. W oddali, poza lasem ujrzałem dym wydobywający się z komina domu, stojącego na skraju osady.
Spojrzałem na olbrzyma pode mną.
-A teraz w dół! Zamachnąłem się mierząc w łeb śmieciaka.
-Całkiem nieźle. Damski i męski głos zlały się w jeden.
Rękawica znów zwiększyła swój ciężar, ciągnąc mnie za sobą, centralnie w ciało potwora.
-Nie powinieneś tak wydziwiać mając tylko jedno z nas na sobie. Ale jak nie zaboli to się nie nauczysz. Odezwał się w mej głowie damski głos.
Uderzenie było tak potężne, że przebiło potwora na wylot i rozrzuciło jego szczątki po okolicy. Te wyparowały jakby nigdy nie istniały.
Niestety moje uderzenie o ziemię również było potężne. Jedna rękawica nie zdołała zamortyzować upadku. Cisnęło mnie o glebę.

Zrobiło mi się niedobrze. Zemdlałem.
Ostatnim widokiem jaki mi się ukazał był kruk, przyglądający się całemu zajściu, z gałęzi drzewa.