Mocny powiew wiatru ściągnął kaptur biegnącemu przede mną łucznikowi. Ten odwrócił się w moim kierunku. Niebo przeszyła błyskawica, rozświetlając na ułamek sekundy okolicę. Moim oczom ukazało się przystojne lico. Lewe oko spojrzało na mnie przenikliwie, podczas gdy prawy oczodół osłaniała skórzana przepaska.
Zaczął padać deszcz, ulizując włosy temu niezwykle tajemniczemu osobnikowi.
-Drugi grzmot. Jeśli przed czwartym nie wydostaniemy się poza sektor opadów, nie przeżyjemy. Rzekł skrywając się na powrót w odmętach kaptura.
Cóż za radosna nowina, pomyślałem zmuszając nogi do pracy na większych obrotach.
Wyskoczyły na nas dwa śmieciaki wielkości dorosłego człowieka. Kompan skoczył lekko na głowę jednego z nich, odbił się wysoko w powietrze, obrócił ciało i wystrzelił wprost w monstrum. Świetlisty pocisk przebił kreaturę na wylot, a ta wyparowała zostawiając po sobie jedynie smużkę dymu.
Zanim opadł na ziemię towarzysz, nadal będąc w powietrzu wykonał salto w tył, wyrzucając z impetem czerwoną kuleczkę wysoko w górę. Ta poszybowała wysoko, a rozgniewane niebo rozświetliło się i ryknęło przeszywająco, ukazując na swoim tle sylwetkę sokoła, który pochwycił w dziób ową kulkę. Wykonałem salto w przód ponad stworem, łapiąc za coś co można by nazwać ramionami. Opadłem na ziemię, nadal trzymając mocno śmieciaka, a następnie z całej siły wyrzuciłem go przed siebie. Ten zanim opadł został trafiony strzałą z niezwykłego łuku i wyparował zanim zdążył dotknąć podłoża.
-Trzeci grom. Nie mamy na to czasu. Musimy przyśpieszyć. Rzekł mój nowy ziomek.
Deszcz wzmógł na sile. Zdawał się tak gęsty jakby niebiosa się zarwały i zalały okolice wodą, niczym ogromny wodospad. Zwiększyłem tempo, o ile to możliwe w tak gęstej ulewie.
Ryknął grom, tym razem bez błysku.
-Szybko, widać kraniec. Krzyknął łucznik.
Krople zamarły niczym zaczarowane, tworząc ścianę wody.
Wypadliśmy ze strefy opadów, rzucając się na ziemię. Obejrzałem się na dolinę usłaną śmieciakami, brnącymi przez gęstą ciecz.
Nagle w samym środku wodnego obszaru uderzył piorun. Gęstość wody sprawiła iż cały obszar pokrył się wyładowaniami elektrycznymi. Błyskawica w ułamku sekundy spopieliła wszystkie śmieciaki, które znajdowały w strefie rażenia.
Widok był oszałamiający, a jednocześnie przerażający.
Jakąż to mocą dysponuje jednooki chwat i jego cudowny łuk?
Mimo iż w następstwach tego ataku dosłownie wyparowało tysiące kreatur, ich niezliczone zastępy nadal niczym lawina błotna sunęły w naszym kierunku.
-Uciekaj w stronę tego lasu. Rzekł łucznik wskazując majaczącą w oddali linię drzew. -Nie czekaj na mnie, dołączę za chwilę.
Gwizdnął donośnie. Sokół wynurzył się z ciemności i wylądował na jego plecach, chwytając się, na to wygląda, specjalnie przygotowanych dla niego uchwytów, które dopiero dostrzegłem.
Kompan uderzył się w pierś, wypowiedział jakieś słowa i w ułamku sekundy sokół miał już rozmiary konia.
Co jeszcze? Pomyślałem wytrzeszczając ślipia.
Ptak uniósł cudaka w powietrze i poleciał w kierunku nadchodzących śmieciaków.
Patrzyłem jak zaklęty na te fantastyczną scenę, zapominając zupełnie o ucieczce.