Niegodziwiec

 Każda ze strzał przeszywała jednocześnie kilka potworów. Ręce łucznika poruszały się tak szybko, że sprawiały wrażenie pozostawania w bezruchu. Światło łuku poczęło blaknąć z każdą wystrzeloną strzałą. Tym czasem śmieciaków ciągle przybywało. 

Tomazino krzyknął do smoka. -Energia łuku się wyczerpuje. Nie dam rady dłużej odpierać ich ataków!

Aragrax przerwał przerzedzanie kreatur i spojrzał na łucznika z pode łba. -Odsuń się jak najdalej. Myśl została wtłoczona w umysł Sokolego Oka, a ten zaczął uciekać od ogromnego gada.

Smok jednym trzepnięciem skrzydeł uniósł się wysoko w powietrze i spojrzał na łucznika. Gardziel olbrzyma wzdęła się, a z paszczy wydobyła strużka dymu. Wraz z przerażającym rykiem, teren pod smokiem zalały fale płynnego ognia, niczym podczas erupcji wulkanu. W obrębie kilkuset metrów wyparowały wszystkie śmieciaki. Smok rozejrzał się wkoło. Zewsząd przybywały kolejne tabuny stworów, aby zająć miejsce pokonanych towarzyszy. 

Aragrax ponownie spojrzał na Tomazina. -NIE! Wykrzyknął łucznik. Smok zamknął oko, którym szelma widział jego poczynania, po czym bez pardonu odleciał. 

-Rozumiem Cię, ale chociaż leć po nich i mu jakoś pomóż. Przesłał w myślach odlatującemu w dal gadowi. Ten obrócił się w locie i pokazał łucznikowi, obraźliwy ludzki gest. Wyszczerzył zęby w groteskowym uśmiechu i zniknął w chmurach. 

Tomazino skrzywił się lekko. Odwrócił głowę w stronę mrocznego lasu, w którego gęstwinie dawno zdążył już zniknąć ich niedawny towarzysz. -No toś mnie załatwił. Pomyślał sobie o Aragraxie. Gdzieś w zakamarkach umysłu usłyszał jedynie śmiech rozbawionego smoka. Las go przerażał. Jednakże hordy zbliżających się śmieciaków szybko pomogły mu podjąć decyzję.